Kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży – jak każda normalna kobieta – postanowiłam iść do lekarza, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Natychmiast zadzwoniłam do mojego ginekologa. A że przyjmuje on tylko raz w tygodniu, dostałam termin za prawie dwa miesiące. Wychodziłoby na to, że pierwszą wizytę miałabym dopiero pod koniec pierwszego trymestru, co oczywiście jest nedopuszczalne. Co zrobić w takiej sytuacji? No oczywiście pozostaje wizyta prywatna. Poszłam, dostałam się bez problemu, posiedziałam u niego jakiś kwadrans, zrobił usg, coś tam policzył, posprawdzał, wypisał skierowanie z całą litania badań, wydrukował pierwsze selfie malucha i zgarnął dwie stówy. No nic. Raz można.

Pojechałam na badania. Standardy ciążowe – grupa krwi, morfologia, HIV, inne choroby zakaźne, mocz i kilka innych, których już nie pamiętam. Panie w przychodni zaczęły się krzywić, że one tych badań wykonać nie mogą na NFZ, bo są z prywatnego gabinetu, co prawda lekarza, który w tej samej przychodni przyjmuje na kasę chorych, ale jednak..

I co? Płać Zmoro! Za wszystkie badania wyszły mi trzy stówy… Już powoli zaczęłam się zastanawiać, po jakiego falusa mi co miesiąc ściągają ten pieprzony haracz z pensji niby na moje potrzeby zdrowotne?

Ale to nie koniec!

Skierowanie na badania prenatalne – usg i biochemia. Zgadnijcie! Za free? Niedoczekanie… Ponieważ dopiero za rok skończę 35 lat, za wszystko płacę z własnej pensji! (Złe sformułowanie – z pensji to ja płacę też za NFZ, z własnej kieszeni brzmi lepiej)  Ile? Tym razem prawie czterysta…

I tak w ciągu jednego miesiąca zebrał się spory rachunek, który przyszło mi wrzucić w pazerne  łapska enefzetu, mimo tego, że regularnie od ponad jedenastu lat pakuję w ten wór bez dna spore składki. I co? I z tych składek wyszło jedno wielkie G….

Żyję już chwilę na tym świecie, jednak do tej pory nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tak chorego systemu.

Gdyby tego było mało, spotkałam się z niezwykle śmieszną ludzka „życzliwością”. Kiedy szefowa firmy, w której pełniłam od sześciu lat stanowisko dyrektorskie na umowę zlecenie (taki dodatkowy zarobek bez większego zaangażowania emocjonalnego), dowiedziała się o mojej ciąży, bez słowa, pocztą, listem poleconym za potwierdzeniem odbioru przysłała mi – uwaga – nie gratulacje – wypowiedzenie umowy… W całej tej sytuacji to rozśmieszyło mnie najbardziej…

Tyle się mówi o przychylności dla matek, o potrzebie zwiększenia populacji, o wszechogarniającym nas niżu i wspieraniu ciężarnych. I powiedzcie mi, czy to jest kraj dla kobiet w ciąży?

 

humory1

 

 

30 myśli w temacie “To nie jest kraj dla kobiet w ciąży!!!

  1. Masz rację, to nie jest kraj dla kobiet w ciąży. Cała ciąża kosztowała mnie więcej, niż dobrej klasy samochód. A też płacę składki już ponad dziesięć lat. Powodzenia!

    Polubienie

  2. Nic się nie zmieniło Polska to kraj dla bogaczy. Na dzieci stać niewielu. A ta szefowa to pewnie jakaś bezdzietna stara panna. Nie przejmuj się dobro wraca do ludzi zło również. A najgorzej skrzywdzić kobietę w ciąży :>

    Polubienie

    1. Nie czuję się skrzywdzona. Raczej przecieram oczy ze zdziwienia, że ludzie tacy mogą być. A szefowa jest matką dwójki dzieci 🙂 Też wyznaję to, że karma wraca…

      Polubienie

  3. Zwykłych ludzi nie stać na prawidłowe prowadzenie ciąży na te badania wszystkie. A potem dziwić się skąd tyle chorób u niemowlaków skoro profilaktyka stoi po stronie portfela rodziców. Masakra nasz rząd nfz i cały ten kraj.

    Polubienie

  4. Zgadzam sie ze twoj kraj nie jest odpowiedni na ciaze. Mieszkam w Austrii urodzilam tu czworo dzieci. Od poczatka ciazy bylam pod opieka lekarza i poloznej. Badania mialam w ramach ubezpieczenia. Leki tez. Nie wydalam ani jednego euro na cala ciaze. Z pracy dostalam zapomoge na wyprawke a w szpitalu zestaw poporodowy dla mnie i dla dziecka. Ale to nie polska.

    Polubienie

    1. Nie patrz na to tylko przez ten pryzmat. Ciąża i macierzyństwo to tak naprawdę najlepsza przygoda życia. No, może z małymi potyczkami. Ale jednak to najwspanialsze, co można przeżyć.

      Polubienie

      1. Ja bym tej babie nie podarowała zwolnienia i domagała się odszkodowania. Co za głupia kobieta. Nie mogą tacy ludzie czuć się bezkarni.

        Polubienie

  5. Badania są drogie nie bez powodu. To najlepszy napędzacz kasy dla nfztu. Kobieta w ciąży nie odmówi badań ze względu na dobro dziecka i zapłaci te absurdalnie wielkie sumy. To wyłudzanie pieniędzy nic więcej. Terminy do lekarzy to również kpina. Mówisz że na kasę chorych tyle czekać trzeba a jakoś prywatnie czas znalazł. Przecież na kasę chorych też płacisz więc powinien lekarz być dostępny tak samo jak prywatnie. Za każdą prywatną wizytę nfz powinien oddawać składkę miesięczną.

    Polubienie

    1. Oczywiście, że zapłacę. Dziecko najważniejsze. No faktycznie lekarz mógłby częściej być dostępny na NFZ. Przecież za to też place.

      Polubienie

  6. Pomijając caaaały NFZowy absurd (o szkoda słów), należą się ogromne gratulacje z okazji powiększenia Rodzinki 🙂 Mnóstwo zdrówka 🙂 :*

    Polubienie

      1. Obowiązkowo 🙂 Zapisany w zakładkach ‚Ulubione’ 🙂 i odwiedzany tak często, jak pojawia się informacja na fb o wpisie 🙂

        Polubienie

  7. Ja żeby rodzic w dobrym szpitalu muszę do gina prywatnie chodzić bo mi inaczej skierowania tam nie da. Każda wizyta 400zł co trzy tygodnie.

    Polubienie

  8. Też jestem w ciąży i mam bardzo podobne odczucia. Nie stać mnie na większość badań. Ciesz się, że masz kasę, żeby je zrobić, bo ja muszę ograniczyć się do jałmużny nfz-towskiej.

    Polubienie

Dodaj komentarz