Potraktujcie ten wpis jako kontynuację poprzedniego. Zawrzało na blogu po tym, jak poruszyłam problem krytykowania matek przez otoczenie. Nie spodziewałam się, że znajdę tyle współtowarzyszek niedoli macierzyńskiej. Widziałam nawet podobny temat w telewizji śniadaniowej. Czemu to tak popularne? Bo przecież każdą matkę zapewne cholernie boli to wieczne ocenianie, komentowanie i krytykowanie. Ile można znosić boksy od innych?
Matka – osobnik stanowiący centralną część podstawowej komórki społecznej, kobieta wykończona do granic możliwości, sfrustrowana, niewyspana, podrapana i pogryziona przez dziecko, wiecznie nieuczesana i ubrana w to, co akurat jej wpadnie w ręce. Śmierdzi mlekiem, często klnie i mruży oczy przy wypatrywaniu kurzu, tudzież pajęczyn. Żywi się tym, czego nie zje dziecko, zna na pamięć piosenkę o czterech małych pluszowych niedźwiadkach i potrafi ułożyć wieżę Eiffela w 3D . Rozumie niewerbalny język niemowląt i fochy nastolatek, potrafi znaleźć rozwiązanie największego problemu wszechświata – od zgubionej grzechotki poczynając, na braku odpowiedniego kapelusza do występu w szkole kończąc. Całodobowo pochłonięta w myślach o dzieciach, bezwzględnie kochająca i równie niebezpieczna w stosunku do tych, co choćby krzywo popatrzą na jej pociechy…
Matka to specyficzne stworzenie. Z jednej strony wiecznie krytykowane, z drugiej podziwiane. Każdy jej dzień to słodko – gorzka mieszanka radości, nerwów, płaczu, śmiechu, szału i wyciszenia. I właśnie dziś, w tym koktajlu emocji, podczas jazdy samochodem z Witaminami, próbowałam wyłączyć się z przeszywającego uszy i mózg piskowrzasku B2 (bo kiedy jest zmęczony, najgorszą katorgą jest dla niego siedzenie w mało wygodnym foteliku, co nieugięcie próbuje nam oznajmić, nie rozumiejąc przy tym przepisów prawa drogowego). Zaczęłam się zastanawiać, jakiej pomocy oczekiwałabym od innych ludzi chociażby w takiej chwili. Zapewne zostałabym obdarowana milionem dobrych rad, co zrobić, żeby dziecko nie płakało w samochodzie. Teoria jest rozległa, niestety nie za każdym razem przydatna. Szczerze mówiąc, mam już po dziurki w nosie tych na okrągło przewijających się wierszyków: „dawaj mu kaszkę, bo twoim mlekiem nie najada się”, „nie noś go tyle”, „ucz go picia w kubku”, „nie usypiaj go przy telewizorze”, „ubieraj go cieplej”, „nie wprowadzaj takiej ciszy podczas jego drzemki” itd., itp., i srete…
Kurcze, ludzie, czy Wy naprawdę myślicie, że ja (i inne matki) jestem aż tak niezdecydowana, tępa albo nieobyta w świecie, że popełniam błędy nieświadomie? Owszem, i tak się zdarza. Ale dobrze wiem, że kiedy maluch płacze, zapewne jest głodny, zmęczony, jest mu zimno albo po prostu narżnął w pieluchę! Jak każda matka, czuję, co powinnam zrobić, czasami tylko zwyczajnie nie mam na to siły…
Drogi ekspercie od spraw wychowania mojego dziecka!
Jeśli chcesz pomóc, zrób to umiejętnie. Nie graj znawcy, tylko bądź bratnią duszą. Naucz się rozumieć matkę, pamiętaj, że ma ona świetnego doradcę – instynkt macierzyński. Nie dawaj dobrych rad, jeśli o to nie prosi, nie krytykuj, bo to w żaden sposób nie pomoże. Nie mów: „on chyba jest głodny”, powiedz: „jeśli chcesz, mogę go nakarmić, a ty zrób sobie chwilę przerwy”. Nie mów: „kiedy moje dzieci były małe, zawsze miałam porządek”. Zapytaj: „jak mogę pomóc ci w ogarnięciu domu?”. Nie mów: „śpij wtedy, kiedy dziecko śpi”. Zaproponuj, że zabierzesz je na spacer, do siebie, na basen, GDZIEKOLWIEK… Dasz w ten sposób matce możliwość spokojnego, nieprzerwanego snu, o którym może zapomnieć przy bobasie. Zamiast mówić: „nie noś go tyle”, powiedz: „ponoszę go, ty daj rękom odpocząć”, zamiast szukać przyczyny płaczu, zabaw dzieciaka i pozwól matce wyjść do sąsiedniego pokoju, zamiast przypominania, że dziecko powinno być wychowywane w porządku i czystości, przyjdź, chwyć miotłę, poprasuj, zaproponuj, że umyjesz okna. Nie krzyw się na widok pełnego zlewu, tylko podwiń rękawy i pozmywaj naczynia, nie śmiej się z połamanych paznokci, doceń przyczynę ich zniszczenia, nie doradzaj, jak pielęgnować malucha, zapytaj, czy chce, aby jej w tym pomóc. Nie komentuj jej wyglądu. Daj jej czas dla siebie. Pozwól wziąć kąpiel w spokoju. Nie stój za drzwiami łazienki z dzieckiem wrzeszczącym w niebogłosy, daj jej chwilę ciszy. Kiedy bobas się rozchoruje, nie zrzucaj na nią za to winy. Przecież nie chciała tego, a w takich chwilach szczególnie przyda jej się twoja pomoc.
Nie próbuj decydować za nią, bądź w gotowości, gdyby przypadkiem potrzebowała wsparcia.
Nie ucz jej jak być mamą! Pomóż jej w tym, ale z boku, nie wychowasz za nią dziecka, możesz najwyżej jej to ułatwić.